Friday, July 20, 2007

Minął rok w Polsce.


Minął rok w Polsce.
Nasz Dziennik, 2007-07-20
"Wielki polityk tak jak dobry dozorca domu wie, że czystkę trzeba robić codziennie" - mówi stare ludowe powiedzenie. I jak wypisz, wymaluj pasuje ono zarówno do sposobu uprawiania polityki, jak i osiągnięć premiera Jarosława Kaczyńskiego. Rządząc państwem i kierując partią w atmosferze "napięcia podbramkowego", w dużej mierze wywołanego niestabilnością i chwiejnością koalicjantów, doprowadził do zlikwidowania jakże groźnych dla bezpieczeństwa Państwa Polskiego Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI), zmienił znacząco obraz polskiej polityki zagranicznej, wzmocnił i usprawnił wymiar sprawiedliwości. Nie obyło się jednak bez porażek. Nie wprowadzono do Konstytucji zapisu o ochronie życia od chwili poczęcia do naturalnej śmierci, nie przeprowadzono lustracji i dekomunizacji. To wszystko sprawia, że po roku rządów premier Jarosław Kaczyński ma swoich zagorzałych zwolenników, jak i zajadłych przeciwników. Jednak, jak mówiła premier Margaret Thatcher, "podobanie się wszystkim nie jest zajęciem dla polityka".

Kaczyński kontra Marcinkiewicz 3:0
Polityka to taki sport, w którym wygrywa ten, kto zada więcej ciosów poniżej pasa. Takie twierdzenie od lat krąży w kuluarach Sejmu. O tym, że bardziej opłaca się być politykiem kontrowersyjnym, ale twardym i skutecznym, niż wymuskanym niczym Dawid Beckham produktem specjalistów od marketingu, dobitnie przekonał się były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Ten jeszcze do niedawna uważany za najpoważniejszego rywala Jarosława Kaczyńskiego działacz PiS, w rywalizacji z "bliźniakiem twardszym" przegrał wszystko. Stracił nie tylko fotel premiera i wpływy w PiS, szansę na zbudowanie własnej silnej frakcji, przegrał wybory samorządowe w Warszawie z Hanną Gronkiewicz-Waltz i dał się odsunąć na margines wielkiej polityki. W podobny sposób poprzez sterowane konflikty wewnątrz własnego ugrupowania premier Jarosław Kaczyński w niedługim czasie pozbył się również grupy zwolenników Marka Jurka. W tym przypadku jednak sukces Kaczyńskiego to raczej pyrrusowe zwycięstwo. Z jednej strony bowiem osiągnął cel - PiS tworzony ze zlepków różnych partii stał się monolitem, z drugiej - pozbył się popularnego Marka Jurka i, co gorsza - zablokował możliwość wprowadzenia w Konstytucji zmian gwarantujących ochronę życia. A to oznacza przynajmniej czasową utratę części elektoratu przekładającego się na głosy wyborców.

Przegrali ze sfinksem
Kiedy wiosną 2006 r. Samoobrona i Liga Polskich Rodzin decydowały się na współpracę z rządem PiS, wówczas jeszcze kierowanym przez premiera Kazimierza Marcinkiewicza, najpierw w ramach "paktu stabilizacyjnego", a później koalicji liderzy tych ugrupowań głęboko wierzyli, że będą w stanie poprzez bardziej radykalne projekty ustaw "urwać" przynajmniej część mocno prawicowego elektoratu PiS. Jak głęboko się pomylili, przekonali się bardzo szybko, kiedy to kolejne sondaże zaczęły wskazywać na odpływ do PiS wyborców LPR i Samoobrony, przyciągniętych narodową, antykomunistyczną, a przede wszystkim "antyukładową" retoryką Jarosława Kaczyńskiego. Polityka jest jak podanie o legendarnym sfinksie - pożera wszystkich, którzy nie potrafią rozwiązać jej zagadek - pisał onegdaj, jakże trafnie, Antoine Rivarol. Dobitnie przekonała się o tym LPR w trakcie ostatnich wyborów samorządowych, jeszcze mocniej Samoobrona i Andrzej Lepper, którego w sytuacjach kryzysowych Jarosław Kaczyński bezpardonowo dymisjonował, pierwszy raz we wrześniu 2006 r., określając przy okazji mianem "warchoła", i drugi raz, w lipcu 2007 r., przy okazji afery korupcyjnej w ministerstwie rolnictwa.

Tajniacy odsunięci
Wywrócimy stół, przy którym zasiadają biznesmani, aferzyści, politycy i funkcjonariusze tajnych służb - takie przesłanie z exposé premiera Jarosława Kaczyńskiego utkwiło w pamięci opinii publicznej. Rok po owym wystąpieniu w Sejmie ów stół nomenklaturowych powiązań stoi jeszcze, aczkolwiek chwieje się z mocno powyłamywanymi lewymi nogami. Takim ciosem krytycznym była przyjęta 9 czerwca 2006 r. Ustawa o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego, która w efekcie doprowadziła do zlikwidowania skompromitowanych Wojskowych Służb Informacyjnych. Pierwszy raport z prac komisji weryfikacyjnej kierowanej przez ministra Antoniego Macierewicza, jak i doniesienia komisji likwidacyjnej WSI, dobitnie obnażył mechanizm funkcjonowania tajnych służb w Polsce, ich powiązań z wywiadem rosyjskim, inwigilacji i szykan wobec prawicy, inwigilacji mediów, zwłaszcza "Naszego Dziennika" i Radia Maryja.

Już nie padamy na kolana
"Polska polityka za polskie pieniądze" - tak przed laty precyzował priorytety polskiej polityki zagranicznej Wincenty Witos. Dziś przy okazji niedawnej kampanii o uratowanie "pierwiastka" zakończonej kompromisem, będącym sporym sukcesem polskiej dyplomacji, można z całą pewnością po raz pierwszy od czasów II wojny światowej powiedzieć, że mimo pewnych niedociągnięć, niedoróbek spowodowanych brakiem doświadczenia w technikach negocjacyjnych, to właśnie polska racja stanu jest priorytetem w polityce zagranicznej naszego kraju. Wskazuje na to choćby pełna nienawiści kampania wymierzona w polski rząd, a prowadzona przez niemieckie media. Rozmowy dotyczące tak dywersyfikacji dostaw gazu, sprawy rurociągu na dnie Morza Bałtyckiego, dostaw mięsa do Rosji czy dopłat dla polskich rolników to dowód, że w ciągu roku kadencji Jarosława Kaczyńskiego polska dyplomacja zaczęła wreszcie mówić własnym głosem. I jest to głos Polski, nie zaś, jak bywało to wcześniej, głos Moskwy i Brukseli.

Ubecy trzymają się mocno
"Polityka to scena, z której czasami lepiej słychać suflerów niż aktorów"- mawiał Ignazio Silone. Dziś wiadomo już, że w przypadku ustawy lustracyjnej, jednej z najważniejszych ustaw, jakie miało przeprowadzić PiS, pierwszoplanowe role odegrali suflerzy. Zwłaszcza ci, którzy lustracji boją się jak ognia. Przyjęta przez Sejm w listopadzie ubiegłego roku ustawa o dostępie do informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego gwarantowała społeczeństwu pełnię informacji o konfidentach SB, sprawujących funkcje publiczne lub wykonujących zawód zaufania społecznego. Ustawa praktycznie nie weszła w życie. Pod wpływem środowisk niechętnych lustracji prezydent Lech Kaczyński znowelizował ustawę, blokując jej najważniejsze zapisy, a samą lustrację ostatecznie zdruzgotało skandaliczne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Przy okazji antylustracyjnym suflerom udało się wyrugować najwierniejszych żołnierzy PiS, zwolenników lustracji i dekomunizacji, m.in. posła Zbigniewa Girzyńskiego i Arkadiusza Mularczyka. Mimo starań senatora Piotra Andrzejewskiego PiS nie doprowadził również do przyjęcia ani ustawy deubekizacyjnej, ani dekomunizacyjnej. I to bez wątpienia największa porażka premiera Jarosława Kaczyńskiego.

Porządki w wymiarze sprawiedliwości
Nie ulega wątpliwości, że najjaśniejszymi punktami gabinetu Jarosława Kaczyńskiego są: minister spraw wewnętrznych i administracji Janusz Kaczmarek i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. W ciągu kilku miesięcy tym zaufanym współpracownikom premiera udało się rozpocząć i skutecznie przeprowadzić niezbędne porządki w wymiarze sprawiedliwości. Tak w zakresie funkcjonowania samego aparatu wprowadzono 24-godzinny tryb orzekania sądów w sprawach o pospolite przestępstwa, przygotowano projekt zaostrzający kodeks karny, jak i w zakresie transparentności i przejrzystości działań prokuratorskich. I tu nie ma zmiłuj - za czasów ministra Zbigniewa Ziobry prowadzona jest największa w historii liczba postępowań dyscyplinarnych w stosunku do nieuczciwych prokuratorów i sędziów. A jak bardzo takie porządki są niezbędne, pokazują znane już przypadki: "sprawa Romana Kluski" czy "casus Bestcomu", gdzie w podejrzanych okolicznościach, najprawdopodobniej na zlecenie konkurencji, wykorzystano prokuraturę i sąd do walki z przedsiębiorcami. Dziś działania ministra Ziobry dają pewną gwarancję, że liczba takich zdarzeń będzie malała.

Nie będzie Budapesztu
Jarosławowi Kaczyńskiemu przyszło rządzić w atmosferze ciągłego konfliktu. A to wywoływanego tarciami w koalicji, a to wydarzeniami "nakręcanymi" przez opozycję i liberalne media: vide "taśmy Beger" czy strajk pielęgniarek. Jednak to właśnie stanowczość i gotowość podejmowania niekiedy bardzo zdecydowanych działań - vide druga dymisja Leppera, sprawiają, że tym razem w Polsce nie sprawdza się powiedzenie Alberto Moraviego "silna opozycja rządzi rządem".

Wojciech Wybranowski

No comments: